„Anne z Zielonych Szczytów” w tłumaczeniu Anny Bańkowskiej

22 lutego 2022

Stało się coś praktycznie niemożliwego. Tłumaczenie powieści Lucy Maud Montgomery wydanej w 1908 roku jest na językach Polek i Polaków. Nowy przekład autorstwa Anny Bańkowskiej stał się sensacją wśród osób wychowanych na książkach opowiadających o Ani Shirley. Od dawna nikt tak żywo nie dyskutował o prozie w Polsce. „Anne z Zielonych Szczytów” podzieliła czytelników. Jedni widzą w tym działaniu rodzaj profanacji i zamach na kanoniczne tłumaczenie Rozalii Bernsteinowej, drudzy uważają, że takie „odświeżenie” klasyki było potrzebne i jest jak najbardziej na miejscu. Jeszcze inni mówią: niezły sposób na marketing! A jak jest naprawdę? Sprawdź sam.

O co to całe zamieszanie?

„Ania z Zielonego Wzgórza” to jedna z najpopularniejszych powieści wszech czasów. Książkę przetłumaczono na ponad 36 języków świata. W rankingu „List of literary works by numbers of translations” Wikipedii opowieść Montgomery uplasowała się na 76. pozycji (najwięcej tłumaczeń ma Biblia oraz „Mały Książę” i „Pinokio”).

Na opowieściach o Ani, dziewczynce o charakterystycznych rudych włosach, bujnej wyobraźni i niezrównanie gadatliwej osóbce, wychowało się wiele i wielu z nas. Przygody Kanadyjki znane są dzieciom i dorosłym między innymi z Albanii, Japonii i Polski. Zielone Wzgórze zadomowiło się w naszej polskiej kulturze i trudno sobie wyobrazić, że nagle miałyby zniknąć.

Zmian nie da się przeoczyć. Oto Anna Bańkowska i jej nowe tłumaczenie powieści Lucy Maud Montgomery pt. „Anne z Zielonych Szczytów” wywołało prawdziwe trzęsienie ziemi. Tak gorącej dyskusji dawno nie było w naszym kraju. Wszystko idzie o to, że polska tłumaczka postanowiła stanąć po stronie autorki i stać się jej reprezentantką. Aby zostać ambasadorką pisarki, musiała odważyć się na coś w rodzaju rewolucji.

Nie ma już Ani, Bańkowska przedstawia nam Anne. Zielone Wzgórze już nie istnieje, zastępują je Zielone Szczyty. Znikają Maryla i Mateusz, są za to Marilla i Matthew. Dla osób, które nigdy nie miały styczności z anglojęzyczną wersją powieści zaskakujące może być także to, że Małgorzata jest teraz Rachel. Uzupełniono brakujące zdania. Pojawiają się zaznaczenia licznych cytatów, których Montgomery nie oznaczała w cudzysłowie w oryginalnym maszynopisie.

Wyłapano też wiele nieścisłości i pomyłek. Na przykład to, że „krople walerianowe” w oryginale były „anodyną”, czyli płynem na ból stawów. Okazało się również, iż pokoik na facjacie, to tak naprawdę pomieszczenie na pierwszym piętrze. Pokuszono się o prawidłowe tłumaczenia nazw roślin, które w pierwszym przekładzie były nieprecyzyjne. Tu należy podkreślić zasługi badacza flory Stanisława Kucharzyka, który służył swoją wiedzą naszej polskiej tłumaczce. To właśnie on wymyślił polskie tłumaczenie „majowników”.

To nie zamach na Zielone Wzgórze

Anna Bańkowska we wstępie do nowego wydania powieści napisała „przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania”.

W rozmowie z Polską Agencją Prasową tłumaczka wyjaśnia, dlaczego zdecydowała się na ten krok. Podkreśla, że Lucy Maud Montgomery śledziła przekłady swojej opowieści na różne języki i nie podobało się jej to, że angielskie „gables” zostało przetłumaczone jako „wzgórza”. Bańkowska postanowiła reprezentować interesy pisarki i tak powstała „Anne z Zielonych Szczytów”.

Można teraz zapytać się: skąd wzięło się Zielone Wzgórze? Wszystko za sprawą pierwszego przekładu, którego autorką była Rozalia Bernsteinowa. To właśnie ona przełożyła „Green Gables” jako dobrze nam znane „Zielone Wzgórze”. Stało się tak, ponieważ pracowała ona ze szwedzkim wydaniem książki, gdzie mowa była właśnie o „wzgórzach”, co oczywiście jest błędnym tłumaczeniem.

Dopowiedzieć należy, że słowa „szczyt” nie należy utożsamiać z „górskim szczytem”. Chodzi tutaj o słownictwo techniczne związane z architekturą. „Gables” w języku angielskim to trójkątna ściana, która łączy dwie części spadzistego dachu.

Dla nas to „tylko słowo”, a dla Montgomery był do bardzo ważny detal. Anna Bańkowska we wstępie do nowego tłumaczenia opowieści o Shirley wyjaśnia, że pisarka „swój pokój w domu dziadków Macneillów, u których się wychowała, nazywała zawsze gable room i tę nazwę (east gable room) nadała też pokoikowi Anne. Było to dla niej niemal magiczne miejsce, o którym napisała nawet kilka wierszy”.

Ważne pytanie brzmi: dlaczego późniejsze tłumaczenia powielały ten błąd? Trzeba tu powiedzieć o dwóch sprawach. Po pierwsze: kolejne przekłady pojawiły się dopiero w latach 90. XX wieku i większość z nich uważana jest za niechlujne. Wyjątkiem na ich tle jest praca wykonana przez Pawła Beręsewicza i Agnieszkę Kuc. Po drugie: tłumacze bali się naruszyć kanoniczną wersję polskiego tekstu utrwaloną w świadomości Polek i Polaków za sprawą Rozalii Bernsteinowej i jej przekładu z 1911 roku. Po burzy, jaką wywołało odświeżone i uwspółcześnione tłumaczenie widać, że obawy te były uzasadnione.

Tłumaczenie klasyki literatury to bardzo duże wyzwanie dla tłumacza. Nasi tłumacze to miłośnicy literatury, którzy doskonale potrafią oddać kontekst i dopasować treść tłumaczenia do współczesnych realiów, zachowując jednocześnie oryginalny klimat dzieła. Dzięki ich pasji i profesjonalizmowi, każde tłumaczenie literatury zyskuje świeże spojrzenie, które przemawia do dzisiejszych czytelników, nie tracąc przy tym swojego klasycznego uroku.

Zielone Wzgórze nigdy nie istniało. Dlaczego niektórzy mówią o profanacji?

Jak można było się tego spodziewać nowe tłumaczenie powieści Montgomery, które ukazało się 26 stycznia br. nakładem wydawnictwa Marginesy, wywołało poruszenie wśród czytelniczek i czytelników. Pojawiły się różne głosy.

Choć Zielone Wzgórze nigdy nie istniało, część osób wychowanych na opowieściach o Ani nie była w stanie zaakceptować faktu, że ktoś ośmielił się zburzyć świat ich dzieciństwa. W sieci można znaleźć wiele wypowiedzi osób żywo poruszonych nowym przekładem, który uznano za profanację.

Na przykład zan_ka, użytkowniczka portalu „Lubimy Czytać”, napisała: „Zmiana tytułu w najnowszym tłumaczeniu to jakieś nieporozumienie. To klasyka literatury, wg mnie nie powinno się tak ingerować w dzieło klasyczne. To brak szacunku dla miłośników całej serii i pierwszego tłumaczenia”. Monika, inna czytelniczka udzielająca się w tym samym serwisie dla miłośników książek, również dobitnie wyraziła swoją niechęć do nowego tłumaczenia, „Nie, nie i jeszcze raz nie! Dla mnie wychowanej na Ani z Zielonego Wzgórza Anne z Zielonych Szczytów to profanacja klasyki. Z trudem przeczytałam to toporne tłumaczenie. Może trafi do najmłodszych czytelników, bo do tych starszych na pewno nie. Jedno tłumaczce się udało – jest o niej głośno”.

Są jednak i takie osoby, które przez lata czekały na to, aż pojawi się ktoś taki, jak Anna Bańkowska. Każdy, kto miał okazję przeczytać opowieść o Anne w oryginale, ten rozumie wszystkie zmiany, jakie pojawiły się w nowym tłumaczeniu. Żyjemy w innych czasach niż Rozalia Bernsteinowa, która często stosowała tak zwane udomowienie. W jej pracy można zaobserwować, że dostosowywała treści przekładu do realiów Polski z 1911 roku. Patrząc na stosowaną w tamtych latach strategię, nikogo nie powinno dziwić, że na przykład Rachel to Małgorzata (na początku XX wieku imię tej bohaterki mogło sugerować czytelnikom, że mają do czynienia z kimś, kto ma żydowskie korzenie. Jego zmiana wyeliminowała takie skojarzenia), „farm” przetłumaczyła jako „dworek”, a „White Sands” jako „Białe Piaski”. Żyjemy dziś w innych czasach – mamy większą wiedzę i świadomość dotyczącą różnorodności. Ania po latach może być wreszcie sobą, Anne.

Prace Anny Bańkowskiej doceniło wiele osób. Palalela, użytkowniczka „Lubimy Czytać”, napisała: „Nowe tłumaczenie „Ani” (!) tak poruszyło polskich czytelników, że po prostu musiałam po nie sięgnąć… i: wydaje mi się ono bardziej dorosłe i poetyckie niż to, które czytałam wcześniej”. Z kolei Agnia zauważyła: „Dla mnie to była jakby zupełnie nowa książka. Dużo bardziej barwna i soczysta. Nawet Marilla nie wydawała mi się taka oschła jak poprzedniej wersji. Śmiałam się i wzruszałam mimo tego, iż wiedziałam co się wydarzy. Chyba dopiero zrozumiałam na czym polega fenomen tej historii bo tej pory było to dla mnie ciut niedostrzegalne”.

„Anne of Green Gables” – bestseller, który musiał poczekać na swój czas

Był 1905 rok. Lucy Maud Montgomery wymyśliła postać Ani. W tym czasie powstała pierwsza powieść z cyklu o Shirley. Wiele osób może zaskoczyć fakt, że historia o rudowłosej dziewczynce obdarzonej bujną wyobraźnią nie od razu spodobała się wydawcom. Książkę odrzucono wielokrotnie. Upłynęło trzy lata (1908), zanim wydało ją L.C. Page Company z Bostonu. Czytelniczki i czytelnicy natychmiast pokochali opowieść Kanadyjki. „Anne of Green Gables”, tak brzmi oryginalny tytuł, z dnia na dzień stała się bestsellerem. W pierwszych pięciu miesiącach sprzedano 19 tysięcy egzemplarzy, a do dziś ponad 50 mln egzemplarzy książek.

Mark Twain, autor „Przygód Hucka” i „Przygód Tomka Sawyera” nazwał Anię „najukochańszym dzieckiem literackim od czasów Alicji w Krainie Czarów”.

Tłumacz nie jest już tak anonimowy

Niezależnie od tego, co sądzimy o nowym tłumaczeniu powieści Lucy Maud Montgomery o Ani Shirley, jesteśmy świadkami pozytywnych zmian. Oto wreszcie głośno mówi się o osobach, dzięki którym mamy dostęp do zagranicznej literatury – na okładce „Anne z Zielonych Szczytów” widnieje nazwisko tłumaczki.

Warto podkreślić, że Anna Bańkowska ma ogromne doświadczenie w swojej pracy – tłumaczy od ponad 30 lat. Wcześniej redagowała przekłady wykonane przez inne osoby, a jeszcze przedtem pracowała jako korektorka. Jest autorką antologii „My mamy kota na punkcie kota. Najważniejsze wypisy z literatury przedmiotu. Komentował, wtrącał się, wymądrzał i przeszkadzał kot Jeremi”. W swoim dorobku ma kilkadziesiąt tłumaczeń powieści anglojęzycznych na język polski, w tym m.in. „Metresa” Daphne du Maurier, „Tajemnica Zielonego Wzgórza” Elizabeth Goudge, „Królewicz i żebrak” Marka Twiana czy „Czarownice z Salem” Arthura Millera.

W jednym z wywiadów Anna Bańkowska zwróciła uwagę na coś bardzo ważnego, a o czym powinna pamiętać każda osoba, która nie może pogodzić się z pojawieniem się „Anne z Zielonych Szczytów”. Tłumaczka przypomina wszystkim, że jej przekład to jeden z wielu, jakie istnieją. Czytelnicy mają prawo wybrać tłumaczenie, które im najbardziej odpowiada.

„Nie miałam pojęcia, jak wyglądają Zielone Szczyty, ale od razu wyczułam w nich swój dom. Och, to wszystko wydaje mi się snem!” – te słowa wypowiada Anne w przekładzie Bańkowskiej i nie da się ukryć, że nawet po przywróceniu oryginalnego zapisu imienia to wciąż dobrze nam znana i lubiana Ania. Jeśli potrzebujesz gwarancji, że przekład literatury wykonany będzie profesjonalnie, skorzystaj z usług naszych tłumaczy. Doskonale znają język źródłowy i docelowy, co gwarantuje precyzyjne i naturalne tłumaczenie, a ich miłość do książek sprawia, że w pełni angażują się w każdy projekt, starając się oddać duch oryginału. Dzięki temu każde tłumaczenie jest starannie opracowywane, aby zapewnić najwyższą jakość.

*Przytoczone wypowiedzi czytelniczek i czytelników portalu „Lubimy Czytać” przywołujemy w oryginalnym zapisie.

Podobne artykuły

Oksford - najlepszy uniwersytet na świecie 1 Ciekawostki

Oksford – najlepszy uniwersytet na świecie

13 czerwca 2024

University of Oxford, znany również jako Oksford, to jedna z tych uczelni, która jest

Dialekty języka niemieckiego 2 Dla początkujących tłumaczy

Dialekty języka niemieckiego

12 czerwca 2024

Republika Federalna Niemiec – jeden kraj, jeden język? Republika Federalna Niemiec, postrzegana często jako

przesądy w różnych krajach Ciekawostki

13 przesądów z różnych krajów świata

10 stycznia 2023

Geneza różnych przesądów jest mniej lub bardziej znana. Przykładowo, skąd zła sława piątku trzynastego?

0
Would love your thoughts, please comment.x